O WYPRAWIE

      "1% inspiracji, 99% wysiłku" to mój wyjściowy wkład w przygotowanie kolejnej(III z rzędu) wyprawy rowerowej po niepowtarzalne doświadczenia i przeżycia na nieznanych dotąd drogach i kontynentach.

Dlaczego? "Źródło zwykle nie pochwala drogi, którą wybrała rzeka"
      Wszystko zaczęło się od Gór Świętokrzyskich, Bieszczad, Tatr, Dolomitów, Alp, Kaukazu, Gór Iranu, Beskidu i pewnie nieprędko się skończy...
      Czy łatwo jest zorganizować taką eskapadę, kiedy się ma na koncie bankowym 26 groszy? - Logika podpowiada - "nie!, NIE JEDŹ, nie ma za co!".
      Swój udział w odwodzeniu mnie od planu wyprawy mają również Rodzice, mówiąc - "Swoim wyjazdem skracasz nam życie - NIE JEDŹ!".
      Czy w takiej sytuacji wyjazd w ogóle jest możliwy? Po głębszym zastanowieniu czy można zrobić "coś takiego" najlepszym na świecie Rodzicom, którzy całe życie pracują na lepszą przyszłość swoich dzieci i którzy nie raz, nie dwa rezygnowali ze swoich obiekcji, tylko po to, by móc wesprzeć synów w realizacji ich celów, dochodzę do wniosku, że (niestety dla nich) MOŻNA, gdyż w moim przypadku nieodparta pokusa realizacji Marzeń i siła woli wręcz nakazują jechać bez względu na przeszkody. Jestem w pełni świadom, iż moje podejście jest iście egoistyczne, lecz Góry mają potężną moc przyciągania, stąd kolejny plan wyprawy, o której można przeczytać na tej stronie internetowej.
      Moim marzeniem są góry najwyższe. Uważam jednak, że aby być gotowym, a do tego godnym ich zdobywania, trzeba wcześniej, jak mówi mój Tata: "zjeść dużo soli", czyli przekraczać kolejne granice wysokości i trudności o nie więcej, niż 1000 metrów. Jednym słowem, DUNA SNOW LEOPARD BIKE EXPEDITION, to dla mnie wejście do "przedsionka Himalajów", które są odzwierciedleniem moich marzeń z dzieciństwa o zdobywaniu najwyższych szczytów świata. A propos "przedsionka" - chciałbym podkreślić, że użyłem takiego sformułowania, ponieważ różnica wysokości między najwyższym szczytem, który zamierzam zdobyć a najniższym szczytem ośmiotysięcznym wynosi raptem 517 metrów(!).

"W pogoni za śnieżną panterą"
      Najwyższy czas wyjaśnić, czym jest "Śnieżna Pantera". To nazwa wyprawy określająca jej główny cel, czyli zdobycie wszystkich pięciu siedmiotysięczników ( 5 x 7000 m.n.p.m.) byłego Związku Radzieckiego, jakimi są trzy góry Pamiru: Piku Lenina(7134 m.n.p.m), (granica Kirgizji i Tadżykistanu), Piku Korzeniowskiej(7105 m.n.p.m) i Piku Komunizmu(7495 m.n.p.m.) (położonych w centralnym Tadżykistanie) oraz 2 góry Tien-Shanu, czyli Chan-Tengri (7010 m.n.p.m), (granica Kirgizji i Tadżykistanu) i Piku Pobiedy(7439 m.n.p.m), (granica Kirgizji i Chin). W dzisiejszych czasach, zdobycie któregoś z tych szczytów, z wyjątkiem Piku Pobiedy, nie jest już wielką niemożliwością, chociaż jeszcze 20 lat temu przyznawano za ich zdobycie medale. Jednak "kolekcja" wszystkich pazurów Śnieżnej Pantery(wszystkich szczytów) umożliwia używanie prestiżowego tytułu, określanego przez alpinistów tytułem, właśnie Śnieżnej Pantery lub Śnieżnego Leoparda.

Konkrety wyprawy
      Ponieważ moim celem jest zdobywanie gór w Pamirze oraz Tien-Shanie, a sezon górski "przyjazny alpinistom" trwa tam od połowy czerwca do końca sierpnia, a na dojazd potrzebuję około 35-45 dni, więc każdy, nawet ktoś niezbyt biegły w matematyce potrafi obliczyć, że powinienem wyruszyć na początku maja bieżącego roku, żeby zrealizować cele, które postawiłem sobie za punkt honoru - A są to:
1) Zdobycie najwyższych gór byłego Związku Radzieckiego (5 x 7000 m.n.p.m)
2)Pokonanie Karakorum Highway(KKH), najtrudniejszej drogi świata wybudowanej przez człowieka
3)Przejechanie 20 tysięcy kilometrów na rowerze, podczas trwania wyprawy.
Tę wyprawę, jak wszystkie poprzednie, zacznę wsiadając do pociągu PKP relacji Białystok - Warszawa - Chełm.
      Dlaczego pociągiem skoro jest to wyprawa rowerowa? - po prostu szkoda czasu na przejazd rowerem przez Polskę, bo na to będzie czas i okazja podczas długiego weekendu, kiedy już będę na emeryturze.
      Z Chełma do opuszczenia kraju będzie mnie już dzieliło tylko 28 kilometrów, czyli dobra godzinka pedałowania. W dniach 5-10 maja 2007 roku wyjadę z Ojczyzny, by przejechać przez 16 krajów via: Polska, Ukraina, Rosja, Kazachstan, Kirgizja, Tadżykistan, Chiny, Indie, Pakistan, Nepal, Iran, Turcja, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Słowacja samotnie w przeciągu od 6 do 10 miesięcy. A w tym czasie planuję:
- pokonać około 20 tysięcy kilometrów(może z hakiem) wyłącznie za pomocą siły nóg i roweru;
-zmierzyć się z niepogodą, przeciwnościami losu, własną psychiką, słabościami, chorobami, siłą woli i charakteru;
-a także ze złośliwościami rzeczy martwych, np. awariami roweru
Poza różnymi trudnościami, którym będę musiał stawić czoła, czekają mnie także przyjemności, takie jak: dowody gościnności spotkanych po drodze ludzi; skosztowanie wschodnich azjatyckich dań i oglądanie nowych egzotycznych krajobrazów.
Zastrzegam, że nie mam gotowego, ścisłego harmonogramu całej wyprawy i jeśli nie uda się(z niezależnych ode mnie przyczyn) zrealizować całego planu, nie uznam wyprawy za nieudaną, bo w każdej sytuacji i każdego dnia może wydarzyć się coś nieprzewidzianego. To, co przygotowałem i to, co przedstawiam, to tylko ZARYS PLANU, a nie ścisły harmonogram.

Dlaczego rowerem? - "Tak krawiec kraje, jak materii staje"...
      Jazda pociągiem czy samochodem lub nawet lot samolotem byłyby moim zdaniem zbyt proste, a przecież nie chciałbym iść na łatwiznę, bo wtedy nie poczuję smaku prawdziwej przygody, jaką zapewnia rower. Po raz kolejny swoją wyprawę zamierzam okupić, trudem, zmaganiami z własną słabością, wyczerpaniem fizycznym, a szczególnie psychicznym, tylko po to, by doświadczyć więcej przeżyć, niż po lekturze książek lub surfowaniu w Internecie, to taka różnica jak między pielgrzymką autokarową a pieszą. Kto był na tej ostatniej choć jeden raz, ten mnie zrozumie.
      Podczas wyprawy podróżnik-rowerzysta nie jest traktowany przez ludzi jak przeciętny turysta, czy co gorsza - włóczęga. Wręcz przeciwnie! Ludzie widzą, że to człowiek z pasją, podziwiają go, chętnie zapraszają do domu, goszczą i proszą, by opowiedział coś o świecie.
      Mimo wszystko nie ukrywam, ze mimo przywiązania do "Ukochanej" - Univegi, wolałbym odbyć tak wielką wyprawę samochodem, ale w moim przypadku, jest tak, jak w starym przysłowiu: "Tak krawiec kraje, jak materii staje", czyli o komforcie lub jego braku decyduje zasobność portfela.

"Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona" - Albert Einstein.
      Te słowa, największego fizyka wszystkich czasów, pozwalają mi wierzyć, że pomysł DUNA SNOW LEOPARD BIKE EXPEDITION powstał z wyobraźni, przeczącej dotychczasowej wiedzy odnośnie przekraczania kolejnych barier możliwości człowieka. Mam tu na myśli połączenie w jedno wielu ekstremalnych pomysłów wielkich ludzi z innych wypraw - trekkingowych, samochodowych czy rajdowych. Chodzi o to, że jeszcze nikt dotąd nie odważył się połączyć i zrealizować takich przedsięwzięć za jednym zamachem, przy jednej okazji. Ja jednak spróbuję, bo wierzę że i najtrudniejsze zadania można zrealizować pod warunkiem, że człowiek ma motywację i jasno sprecyzowany cel. Najprawdopodobniej znajdą się osoby gotowe wyszydzić próby realizacji zadań, uchodzących dotąd za niemożliwe. Jednak zapominają one o tym, że tylko dzięki jednostkom odważnym, przeciwstawiającym się utartym, wygodnym opiniom i poglądom głoszonym na przekór i wbrew otoczeniu, "popychają" świat do przodu, czego potwierdzeniem są takie postaci jak Kolumb, Kopernik czy Einstein.
      Nie warto zapominać, iż działania inspirują, pozwalają niemal każdemu wierzyć, że marzenia mogą się ziścić i warto do spełnienia dążyć.

W wielkim skrócie:
Zamierzam pokonać, 20 tys. km w czasie 6-10 miesięcy. Przejadę przez 16 krajów świata via: Polska, Ukraina, Rosja, Kazachstan, Kirgizja, Tadżykistan, Chiny, Pakistan, Indie, Nepal, Iran, Turcja, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Słowacja. A głownym celem jest przejechanie Karakorum Highway, najtrudniejsze drogi świata oraz zdobycie tytułu Śnieżnej Pantery, czyli pięciu siedmiotysięczników w Pamirze oraz Tien Schanie:
Piku Lenina - 7134 m n.p.m.
Piku Korżeniowskiej - 7105 m n.p.m.
Piku Komuznimu - 7495 m n.p.m.
Chan Tengri - 7010 m n.p.m.
Piku Pobiedy - 7439 m n.p.m



Aktualizacja 20 Mar 2007