dzien XXIX (24.06.2007) Dystans dzienny: 0 km, Dystans calkowity: 5535 km

U mnie dochodzi, wlasnie godzina 23, u was dopiero 19sta. Dobrze miec w zegarku, mozliwosc ustawienia dwoch czasow - nie trzeba sie meczyc przy liczeniu i odejmowaniu 4 godzin od czasu ALMAtynskiego, by wiedziec, kt. godzina jest w Polsce:)

Czemu, zycie piekne jest?:) Dzisiaj wrocilem z gor. Wrocilem, gory nie zdobylem, a w kosc dostalem, jak nigdy, od zadnej innej gory. Wlasnie za to je kocham. Ucza szacunku, respektu, pokory i wyobrazni, a przede wszystkim daja do myslenia! Pokazuja jak maly jest czlowiek wobec "zywiolu".

Siedze, sobie w "swoim" pomieszczeniu, gdzie spie, gdzie stoja trzy, swietnie komputery. Tylko wybierac, na ktorym chce sie pracowac i pisac posty:) Ja wybralem pierwszy lepszy z brzegu, od okna - jak sie potem okazalo - najlepszy:)
Co prawda internetu nie ma, ale to co napisze - wrzucam na pendrive'a i ide 20 krokow, do ksiedza Jozefa, u kt. jest komp z dostepem do neta:). Co tu wiecej pisac? Aha..jeszcze to, ze na 99% zostaje w ALMA ACIE - w Talgarze. Jak to zostaje skoro SNIEZNY LEOPARD czeka?:) Otoz zostaje po zakonczeniu wyprawy.... Czyli 28 czerwca, za 3 dni odbieram tadzycka wize i jade na podboj swoich gor wysokich - PIKOW - LENINA, KORZENIOWSKIEJ, KOMUNIZMU, POBIEDY, KAN-TOO(lub jak kto woli CHAN TENGRI):)by za 2-3 miesiace powrocic do Talgaru! Po co? Bynajmniej, nie po to by sie obijac. Ale po to by pomagac ksiedzu, we wszystkim w czym tylko bede mogl pomoc(czyt. chlopak od "czarnej roboty" :) ) Bedzie to pewnego rodzaju wolontariat, o kt. chyba prosi kazdy ksiadz na wschodzie swojego przelozonego, by ten przyslal mu kogos... Zeby zrozumiec, trzeba tu przyjechac i zobaczyc o co chodzi:) Na pewno nie jest tutaj jak w Polsce:)Co ja z tego bede mial??:) Zyjemy w swiecie kapitalizmu, wiec to pytanie musi pasc:) Otoz, ALMA ATA (czyt. TALGAR) jest cudownym miejscem wypadowym w TIEN SHAN i PAMIR, nawet Himalaje. Do Kirgizji mam 80 kilometrow, do Chin niewiele wiecej. Gdzie, nie spojrzysz - tylko gory, gory i gory!A jak nie GORY to mozliwosc zwiedzania swiata - Kirgizja, Chiny, Pakistan, Turkmenistan, Uzbekistan - stad wszedzie tylko kilkaset kilometrow. Jak tu sie nie cieszyc?:) CHodzi o to, ze przez 3-4 tygodnie bede charowal jak wol, by potem wyskoczyc na 2 tygodnie w gory! Na podobnych zasadach, przez calutki miesiac w 2005 roku, razem z kolega bylismy w Tatrach Slowackich- 5 dni charowki, 2 dni tylko dla siebie - czyli dla gor, ale bylo pieknie:) Zaplata za "SPRZATANIE TATR", czyli za to czym byla nasza praca, bylo to, ze za calkowita darmoche mielismy - spanie, jedzenie, mozliwosc bycia w gorach - nawet w czasie nielekkiej pracy:)Czy mozna chciec wiecej?!

Druga, rownie wazna rzecza jest, fakt, iz bedzie mozliwosc nauczenia sie rosyjskiego w PRAKTYCE. Bedac przynajmniej 2-3-4 (zalezy ile czasu zostanie po poworcie z wyprawy, przed koncem urlopu dziekanskiego) miesiace, nie ma szans, by sie go nie nauczyc:) "Po prostu nie ma szans by sie nie nauczyc" - musi sie udac:) Tym bardziej, ze teraz i tak juz "MNOGA PONIEMAJU, ALE NIE MNOSZKA GAWARI" (czy jakos tak:). Wydaje mi sie takze, ze znajac biegle jezyki: angielski i moze niedlugo rosyjski, otwieram sobie droge do poznawania prawdziwych alpinistow? Skad ten wniosek? Otoz, kazdy wie, ze jednymi z najlepszych alpinistow na swiecie sa "SOWIECI"(Rosjanie, Kazachowie) oraz WLOSI, SZWAJCARZY. Znajac biegle oba z tych 2 jezykow, nie bedzie zadnych barier jezykowych, by dogadac sie z jednymi i drugimi:) Akurat, w moim przypadku z angielskim jest jak z polskiem(chyba nie najgorzej:), wiec zostaje juz tylko rosyjski i CHWACIC:) Wtedy moglbym nawet pomyslec o poszukaniu klubu wysokogorskiego w Alma Acie, czy Biszkeku - to juz bylby tylko maly krok od "zalapania" sie w przyszlosci na prawdziwa, wysokogorska wyprawe z najlepszymi wsrod najlepszych.

TRZECIA, najmniej wazna, ale takza istotna rzecza jest fakt, ze ksiadz JOZEF, ma mnostow znajomych, takze "starych" parafian porozrzucanych po KIRGIZJI, KAZACHSTANIE, znalazlo by sie takze paru w CHINACH i TADZYKISTANIE, czyli w razie czego kolejne, miejsca wypadowe w gory:) Jednym slowem, jeszcze kawalek i za pare lat uda sie moze dotrzec w HIMALAJE, ale to dopiero za pare lat...najpierw SNIEZNY LEOPARD...chodzi o to, ze juz mam jakis punkt zaczepienia, ze za "smieszne" pieniadze bedzie mozna sobie podrozowac. Nie bedzie to juz 6000-7000 kilometrow, tylko maksymalnie 500 kilometow. DUZA ROZNICA!!!Smieje sie z Ksiedzem, ze jest jako Polak - "WETERANEM", jzeli chodzi pobyt w Kazachstanie - bo, az 11 lat na misji. Chyba nie ma tutaj takiego drugiego Polaka z polskim paszportem, ktory tak dlugo tutaj by sluzyl, badz pracowal!?Przez tyle lat, "poznalo sie" troche ludzi i swiata...o czym Ksiadz opowiada - a wszystkie uwaznie slucham, moze cos sie przyda:)


Jak widzicie, na razie wszystko uklada sie, jak w filmach z happy endem, tylko wsiadac na rower i jechac dalej w goru...po marzenia:)W najwspanialszych snach nie myslalem, ze tak bedzie - po prostu miazga!:)
dodane 27 Jun 2007
0 komentarz




Dodaj komentarz - COS CI LEŻY NA SERCU?:) OPISZ TO! - DZIĘKI! :)

imię/ksywka:

emotikony:

smile wink tongue laughing sad angry crying