dzien XXV (20.06.2007) Dystans dzienny: 1000 km, Dystans calkowity: 5535 km | ||
Sa takie dni, gdy naprawde ma sie wszystkiego dosyc. Chcialoby sie byc w domu, w cieple, przy bliskich, w milej atmosferze. Zawsze takie mysli pojawiaja sie w glowie, gdy na wyprawie jest naprawde bardzo ciezko. Czlowiek zadaje sobie wtedy pytanie, po co to wszystko robi? Przeciez w domu jest wszystko - cieplo, milosc, jedzenie, szczescie... Najlepszym wytlumaczeniem sa chyba slowa Marka Kaminskiego, ktore dokladnie wyjasniaja po co podroznik, pielgrzym wyrusza w dluga droge, bynajmniej nie lekka... Co znowu sie stalo, ze malo na nowo nie zaprzyjaznilem sie z "chandra". Otoz po wyjsciu z pociagu, jest godzina 21, prawie ciemno - dostalem SMSa z adresem do brata ksiedza Jana - ksiedza Jozefa w miejscowosci TALGAR - 35 kilometrow za Alma Ata. Niestety ksiadz nie mogl po mnie przyjechac, co nie bylo dla mnie najmniejszych rowerem, bo co to jest 35 kilometrow:) Gdy wyjezdzam z centrum jest juz 22 - calkowita ciemnosc. Lampki rowerowe sa gdzies pochowane - nie mam pojecia gdzie. Nie widze drogi, samochody trabia, droga dziurawa - istne szalenstwo i wariactwo. Znajduje tylko czolowke, ktora oswietla mi droge. Jednak z tylu, nie jestm widziany przez kierowcow, ktorzy co chwile trabia. Talgar to wioska polozona u podnoza gor, czyli WYSOKO - i to jest caly problem. Jest juz po 22giej, noc ciemna, samochody o maly wlos mnie nie rozjedzaja, a dochodza jeszcze 12% podjazdy. Wierzcie mi - psycha wysiada!!!35 kilometrow caly czas pod gore...Naprawde mialem ochote "rzucic" wszystko i isc spac w jakies krzaki. Jednak po 3 dniach "meczarni" na ciele zalega pare warstw potu i brudu - to daje sile oraz motywacje by spinac miesnie, nie dolowac sie i pedalowac - by jechac - na Talgar. Po raz kolejny walka ze swoimi slabosciami - zakonczona sukcesem. Jednak majac jasno postawiony cel, jezeli czlowiek chce - moze go osiagnac. udalo sie. Pare minut po polnocy zajezdzam do Ksiedza! Warto bylo!:) Od razu cieply prysznic, a potem chlodne piwo, ktore ksiadz daje w "nagrode" za pokonanie drogi pozna pora:) Ponownie SZOK:) Ksiadz JOZEF , funduje piwo:) ROzmawiamy do pozna w nocy i idziemy spac okolo 3 rano. Ksiadz JOZEF, jest rownie mily i wesoly jak brat:) Podoba mi sie jego podejscie do zycia - z dystansem i z "jajem". Z reszta zobaczcie jego fotke na glownej stronie "KOSCIOLA w KAZACHSTANIE":) Co tu duzo pisac, "LUZ, blues i orzeszki" :) Jadac pociagiem, mialem dylemat, kiedy zaczac skladac rower bo balem sie, ze zaraz zleci sie caly wagon i kazdy bedzie wszystkiego dotykal, jak to maja w zwyczaju ludzie wschodu. Zaczalem, od razu gdy ruszylismy sprzed przedostatniej stacji. Dzieki temu zminimalizowalem ilosc osob do minimum. Po cichu otwieram karton, i najpierw zaczynam wyciagac sakwy, by miec, gdzie pakowac rzeczy, dzieki czemu nikt niczego mi nie "podwedzi":). Gdy wszystko, poza rowerem i narzedziami jest juz spakowane - wyciagam moja PIEKNOSC;) Od razu zlatuje sie trzech mlodziakow. Jak sie potem okazalo, bardzo mi pomogli. Trzymali rower, dokrecali srubki. Bylo co skladac, skrecac. Gdy dojechalismy do ALMA ATY 2, wlasnie konczylem dociskac zacisk w przednim kole - zdazylem na styk - bylem calutki spocony, ale szczescliwy, ze juz po wszystkim - teraz moge tylko wsiadac i jechac:) Jednak, gdy wychodze z dworca- zamurowalo mnie.. Przede mna, w tle - GORY - piekne, osniezione 4ro i 5ciotysieczniki, ale miejsce!! Jeszcze nie wiem, ze niedaleko od tych gor przyjdzie mi spedzic kilka najbliszych dni!! |
||
|