NIEDZIELA...Zostaje jeszcze jedna noc w SARATOWIE. Zaprzyjazniam sie z Ukraincami - dwoma Waldkami i Mikolajem. Jak Niedziela to i oczywiscie msza swieta w kosciele. Co prawda po rosyjsku, ale zawsze mozliwosc uczestnictwa we mszy:) Poznaje w koncu ksiedza Dariusza. U ktorego z ukraincami spedzamy caly wieczor na grze w PILKARZYKI 10 kilometrow - przejechane w poszukiwaniu kafejki internetowej. Ehh...szkoda pisac...nikt nic nie wie..800 tysieczne miasto, prawie milionowe a nikt nic nie wie...ale moze nie chce wiedziec, a juz nikomu nie zalezy by chciec pomoc....Znajduje tylko jedna kafejke na" RYNKU" glownym w SARATOWIE(prospekt KIROWA), ale strasznie droga(okolo 9 zlotych za godzine). Poddaje sie i postanawiam, ze jutro jeszcze bede szukal. Ksiadz cos mowi, ze, postara sie podzwonic, do "swoich" katolikow, u ktorych ewentualnie, moglbym przenocowac jadac do granicy z Kazachstanem. Niestety, nic z tego nie wychodzi..
NAJNUDNIEJSZY DZIEN podczas calej wyprawy, ale przynajmniej moge zregenerowac organizm, dla ktorego ponad 2000 kilometrow pokonane w znany wam sposob, nie pozostaje obojetne.... |