dzien XIV (09.06.2007) Dystans dzienny: 200km + 100, Dystans calkowity: 2045km - CYSTERNA:) | ||
zapomnialem napisac, ze skora wokol ust, jest tak spekana, ze bol jest nie do wytrzymania. Przyznam sie szczerze, ze po raz pierwszy zapomnialem wziac ze soba swojego ulubionego kremu, kt. biore ze soba wszedzie, jezeli wyjezdzam na wiecej jak 24 godziny! Place wysoka cene..- boli niemilosiernie ![]() Z organizmem zaczyna sie dziac cos zlego, bo jestem strasznie oslabiony. Mam wrazenie, ze jak nie pedauje, odpoczywam, mecze sie bardziej. Wyjezdzam pare kilometrow za miasto, majac Siergieja za pilota na swoim motocyklu, po czym stwierdzam, ze przy dzisiejszym, SILNYM wietrze nie pojade. Wyobrazci sobie, ze SIERGIEJ zatrzymuje POTEZNA CYSTERNE i prosi, wrecz blaga kierowce czy nie moglby mnie podrzucic. Rower przyczepiamy do jakiejs polki pod cysterna a sakwy wrzucamy do kabiny. Takim sposobem przejzdzam za friko 200 kilometrow. po 3 godzinach jazdy rozstaje sie z TIRem:), wiatr wydaje sie jakby slabszy, wiec wsiadam i jeszcze tego samego dnia dojezdzam do SARATOWA, ostatniego duzego miasta przez granica Kazachska. Kierowca TIRa widzac krzyzyki/medaliki na mojej szyi zadaje pytanie, czy wiem, ze w SARATOWIE jest RZYMSKO KATOLICKA CERKIEW ![]() ![]() Korzystam - zajezdzam...na ulice MICZURINA, ksiadz, gdzie pojechal, ale zastaje ukrainskich robotnikow ze LWOWA, pracujacych, jak sie potem okazuje, u POLSKIEGO ksiedza z ZYWCA:) Rozmawiamy...nie bede sie duzo rozpisywal, efekt koncowy byl taki, ze moglem spac u nich w mieszkaniu, by organizm mogl troche odpoczac. Tym bardziej, ze zostalo kolo 350 kilometrow do granicy do pokonania w 6 dni. Nie musze sie juz spieszyc, dzieki "podwozce" Tirem ![]() ![]() P.S. Mama Siergieja daje mi jeszcze sloik miodu i butelke samogonu. Biore tylko to pierwsze, za drugie dziekuje ![]() ![]() |
||
|