DZIEN PECHA - dzien V(31.05.2007), dystans dzienny 150 km + 20 km, dystans calkowity: 770 km | ||
PECH. Zaczelo sie juz w nocy. Zaraz po polnocy, po kosciolem, polozyl sie przy mnie jakis bezdomny, ktory gdy kaszlal, popijal piwo ,a na koniec wszystkiego zapalal papierosa. Cala noc PADALO - na szczeszcie, mialem "dach pod glowa". Pierwsza msza o 7.30 rano, wiec pomyslalem, ze prawdopodobnie kosciol jest otwierany o 7 rano. Budzik w komorce nastawilem na 6.50. Oczywiscie zaspalem Zbudzilo mnie dopiero otwieranie poteznych wrot wejsciowych. Otwieram oczy, a kolo mnie MNOSTWO KIPOW od papierosow i pusta butelka z piwem. ALE ZONK . DOSLOWNIE w 30 sekund szybko, wszystko pod karrimate i swiece oczami przed KOSCIELNYM, co ja tutaj robie (oczywiscie juz "zrobilem porzadek") ehh... Tlumacze, mu ze jestem PUCIESETWIENIK - ALPINISTA- AMATOR z POLSZY (PODROZNIK-ALPINISTA-AMATOR z POLSKI). Wtedy ten patrzy na rower i zaczyna do mnie krzyczec PO POLSKU, jak moglem przejechac tyle kilometrow i nie poprosic o "dach" na glowa:) Zostalem zaproszony na herbate i sniadanie do pomieszczenia przy kosciele, gdzie przy okazji koscielny pokazywal mi zdjecia(elektrowni i okolic CZARNOBYLA)swojej drugiej pracy - jest "specjalnym kierowca" i raz w miesiacu jezdzi do CZARNOBYLA i PRYPECia, gdzie normalnie nikt bez przepustki nie ma wstepu. Z pierwszej reki, przez ponad 40 minut slyszalem jak tam jest...itd.itp:) Przed msza po polsku o 10 zdazylem pojechac jeszcze o 9 do Ambasady Tajikistanu, gdzie dowiedzialem(tzn. wiedzialem o tym wczesniej), sie, ze to jest AMBASADA a nie KONSULAT(jakos tak?) i tutaj wiz sie nie wydaje - prosze jechac do MOSKWY, ALMA ATY lub BISZKEKU - wiedzialem o tym, ale musialem sprawdzic osobiscie:) nie pozostaje nic innego jak tylko szybko jechac do stolicy KIRGIZJI:) Z Kijowa wyjezdzam okolo godziny 11 i zaraz za tablica oznajmiajacej koniec miasta, zatrzymuje sie czlowiek wielkim fiatem ducato i pyta czy nie chce z nim podjechac:) - co prawda to tylko 20 km, ale zawsze 20 km pedalowania mniej:) Jade...potem troche tego zaluje bo na pace samochodu zostawiam swoj SWIETNY termos od SPONSORA (f7), bez ktorego w gorach sie nie obejdzie:( Pociesza mnie tylko fakt, ze czlowiek byl przemily i mam nadzieje ze bedzie mu dobrze sluzyl - a najwieksze szczescie w nieszczescoi , ze HERBATA w nim byla niedobra Inaczej nie przezylbym takiej straty Jednak to wszystko to PIKUS, gdy na 134 kilometrze od KIJOWA nagle "odpadla" przyczepka". Tzn. tak myslalem, ale okazalo sie, ze doslownie pekla RAMA(aluminiowa) przy haku. ZONK. Na przyczepce jedzie 28 kilogramow sprzety alpinistycznego i bez niej nie ma mozliwosci sie zabrania w jakikolwiek inny sposob na rowerze. Jest 17 godzina - AUTOSTRADA - probuje lapac stopa. Przez 2 godziny nikt sie nie zatrzymuje. Korzystam ze starej zasady - wszystko sie wali i pali, pojdz spac, przespi sie z problemem i martw sie rano, tym bardziej, ze sam nic nie zrobie. Tak tez zrobilem. Ale w nocy byla taka burza, jakiej nie ma nawet w gorach. Myslalem ze polece razem z namiotem. Noc trzymania masztow |
||
|