dzien XXVI (21.06.2007) Dystans dzienny: 0 km, Dystans calkowity: 5535 km
Jestem u Ksiedza - Ksiadz jest szefem, Ksiadz dyktuje warunki, Ksiadz uklada plan dnia:) Brzmi strasznie, ale kto mnie zna, ten wie, ze lubie byc w grupie, gdzie jest jasno okreslony LIDER, ktory naprawde jest liderem - nie tylko z nazwy. Bardzo mi to odpowiada.
Dzien zaczynamy od mszy swietej, po polsku, oczywiscie:) Nastepnie, nawet nie jemy sniadania, bo Ksiadz Jozef, ma "zaproszenie" na KAZACHSKA STYPE w trzecia rocznice smierci swojej bylej parafianki, organizowanej przez jej najblizsza rodzine. Oczywiscie Ksiadz zabiera mnie ze soba i dzieki temu dalej poznaje Kazachstan - od kuchni, przez ludzi, ale cudownie, w sercu jestem rad i wesol, szczesliwy, mimo tego, ze to stypa:)
Niestety wysiadl akumulator w "audicy" Ksiedza, wiec przyjezdza po nas gospodarz, organizator "imprezy". Jedziemy, zajezdzamy.
W ogrodzie stoi dlugi stol z przygotwana duza iloscia miejsc dla "gosci"? Dzieci - wnuki zmarlej bawia sie, krzycza , ganiaja sie miedzy soba, nie zdajac sobie sprawy co to za "uroczystosc". Sa juz 2 babcie - siostra i kolezanka zmarlej, dzieci, wnuki - cala rodzina - prawie wszyscy co maja byc. Siadamy, by zaraz wstac na modlitwe za zmarla. Po wszystkim juz siadamy i zaczyna sie "podawanie" do stolu. Dania przygotowane przez synowa zmarlej - standardowe, kazachskie dania, jakie na co dzien je sie w kazachskim domu. Znowu jestem szczesliwy, bo takich dan w Polsce nie dostane, a widze jak wyglada kazachska stypa, jak sie zachowuja Kazachowie- poznaje ich kulture, zachowanie, mentalnosc:) Praktycznie nikt nic nie mowi, jak potem Ksiadz mi mowil, to bardzo dobra rodzina i stypa byla na "najwyzszym poziomie kultury".
Na poczatku, od razu po modlitwie, otworzono butelke z winem i wszystkim polano po jednej i jedynej lampce wina. Po to by bo paro minutowym wspomnieniu zmarlej wzniesc za nia "toast".
Nic wiecej nie moge napisac, bo potem poza jedzeniem nic wiecej sie nie dzialo. Dla czesci dan, zrobilem zdjecia - mozna poogladac w GALERII:)

Wracamy do "siebie" i wtedy dostrzegam, ze w moich oknach, z chmur wylaniaja sie GORY. Lece do Ksiedza i pytam co i JAK - co to za gory, jak sie nazywaja. PIEKNIE!! Slysze nazwe - PIK TALGARA - wedlug roznych map 4973 m.n.p.m wedlug innyh 5005 m.n.p.m. Ksiadz pokazuje mapy, jako wielbiciel gor i roweru - wcale mi sie nie dziwi. Szybko sie dogadujemy:) "Nadajemy na tych samych falach". Ksiadz chce mi pomoc. Jedziemy do nadlesnictwa, potem do jakiegos urzedu by uzyskac wszelkie informacje o gorze. O mozliwosci jej zdobycia, jakie sa szanse, czy wymagane sa pozwolenia. Nikt nic nie wie - normalne - WSCHOD. Uzyskujemy szczatkowe informacje, ktore i tak juz wiemy. Po wszystkim probujemy zalatwic dla mnie "rejestracje" w jakims urzedzie, a raczej paru urzedach. Napisane, ze urzedzy otwarte od 9 do 15, ale po poludniu nigdy nie ma przelozonych pracownikow, ktorzy tak jak szefowie, po prostu "leja" na wszystko i zamykaja duzo, duzo wczesniej urzad. Nie zwazajac na obywateli, ktorym maja pomagac. SZOK!!

Wracamy na obiad, po ktorym jedziemy do ALMA ATY - rozstajemy sie przy Kurii Biskupiej - Ksiadz jedzie zalatwiac swoje sprawy, ja swoje. Musze zdobyc wize do tadzykistanu, wiec nie ma chwili do stracenia, jade daleko daleko, prawie za miasto do dzielnicy BAGANASZYL, gdzie, na ulicy SANATORNAYA znajduje sie ambasada/konsulat Tadzykistanu. W Ambasadzie skladam wymagane, niezbedne dokumenty do uzyskania wizy- wypelniona ankiete, zdjecie, ksero paszportu, 50$. Za 7 dni - 28 czerwca wiza ma byc gotowa. Mozna to bylo zalatwic w 2-3 godziny, ale wtedy nalezaloby zaplacic 100$. Niestety, dotychczas na same wizy, "poszlo" 40% budzetu wyprawy - okolo 1500 zlotych(nie pamietam, teraz dokladnej kwoty) i nie moge sobie pozwolic na placenie jeszcze wiekszych kwot!Stad decyduje sie cierpliwie poczekac. Co prawda gory nie uciekna, ale sezon gorski, w PAMIRZE i TIEN SHANIE, wlasnie sie rozpoczyna. Mowi sie trudno i zyje sie dalej, zycie jeszcze dlugie, mam nadzieje, ze go nie zabraknie na realizacje wszystkich marzen:)

Z Ksiedzem jestem umowiony o 18stej w KOSCIELE na drugim koncu miasta. Dokumenty zlozone, wiec wsiadam na rower i jade:) Sluze do mszy, ktora celebruje po rosyjsku ksiadz ze Slowacji, a wspolcelebruje ksiadz Jozef. Po mszy, do zakrystii przychodzi Polka - Justyna, ktora przyjechala na dwuletni wolontariat misyjny dla swieckich. Razem z Justyna i Ksiedzem idziemy do Koreanskiej restauracji na godzinna pogawedke:) Milo sobie porozmawiac po polsku w doborowym towarzystwie, bedac 6000 kilometrow do Polski i jeszcze wiecej od swojego domu. Dzieki takim spotkaniom, nie odczuwa sie samotnosci, a morale zostaja na wysokim poziomie;)
Do TALGARU wracamy dopiero o 23ciej. Ksiedzu mowie, ze chcialbym isc na PIK TALGARA. Nie ma zadnych zastrzezen. Mam jego aprobate. Pokazuje mi swoje fotki, z trekingu w strone piku. Opowiada o czlowieku, lesniczym, ktory pilnuje parku, sprawdza czy ma sie pozwolenie na wejscie do parku, czy idzie sie z przewodnikiem!!. Mowi, ze to bardzo wierzacy czlowiek i jak tylko mnie "zlapie", mam mu powiedziec cala prawde co do moich zamiarow. Jak zobaczy, ze "sciemniam" to moge zapomniec o wyjsciu w gory. Ponoc lubi Polakow, i bardzo dobrze znal bylem Ambasadora w kazachstanie - Pana Zdzislawa Nowicikiego:)Lubi Polakow, bo jako Czeczeniec z krwi i kosci, wie ze nasz narod wspiera jego rodakow. Siadamy do komputera i staramy sie poszukac jakis relacji z innych wypraw na pik TALGARA. Nie znalezlismy nic po polsku, wszystkie informacje uzyskujemy ze stron angielkskojezycznych, co nie jest niczym trudnym:)Informacje szczatkowe, ale wystarczajace

Jest 3 w nocy - jeszcze prysznic i szybko spac...Dobranoc - pakowac bede sie jutro. CUDOWNIE - jutro, tzn. juz dzisiaj ide w gory!!!
dodane 27 Jun 2007
0 komentarz




Dodaj komentarz - COS CI LEŻY NA SERCU?:) OPISZ TO! - DZIĘKI! :)

imię/ksywka:

emotikony:

smile wink tongue laughing sad angry crying