dzien XXII (17.06.2007) Dystans dzienny: 0 km, Dystans calkowity: 2535 km - DZIEN LENIA i jego urodziny:)


Gdy skonczylem pisac wczoraj posty(bylo juz dzisiaj, pare minut po polnocy), ksiadz przynosi i stawia kolo monitora butelke z piwem! Powaga!:) Taki ksiadz! Po prostu MOC:) Krotko i prosto z mostu? Pawel!?..dzisiaj masz urodziny? Jak tak to swietujmey i pijemy:)- Za Ciebie i "TWOJ WYSCIG POKOJU" Coz mialem robic:) Po raz drugi siedzimy, jemy i rozmawiamy do pozna w nocy o kulturze, o mentalnosci o wszystkim co tylko chcialem uslyszec o Kazachstanie i ludziach w nim mieszkajacych....
Zostaje tylko 6 godzin snu, bo trzeba o 9 wstawac by na spokojnie sie wykapac, zjesc sniadanie przed msza swieta o godzinie 11stej, a potem ruszac w droge.

Juz po mszy, ale jest jedno ALE...noga puchnie coraz bardziej. Nie chcialem pisac co sie stalo, glownie dlatego, zeby nie zamartwiac i tak przerazonych rodzicow, ale, gdy teraz pisze tego posta, jestem juz zdrowy jak kon:)Otoz, gdy przed wczoraj z samego rana przekroczylem granice rosyjsko-kazachska, mialem mala "bojke i szamotanine". Bynajmniej nie z czlowiekiem, tylko z SABAKA(czyt. psem) jakiegos pogranicznika. Skonczylo sie "na lewym, noznym sierpowym" w pysk. Straty w ludziach i zwierzetach byly takie, ze pies ledwo wstal, a u mnie na nodze zostala rana cieto-klota po wbiciu zebow, ktora przycznila sie do niesamowitego bolu. Zanim dojechalem do URALSKA, bylo jeszcze normalnie, ale potem, gdy "wrzucilem na luz" noga puchla, puchla i puchla, a chodzenie stawalo sie praktycznie niemozliwe. Bolalo, chodz nie dawalem tego ksiezom po sobie poznawac. Na szescie wychodzilismy z domu tylko 3 razy - 2 razy na pizze, i raz po rower. Nie przejmuje sie faktem, ze pies mogl byc jakis chory, bo "wlasciciel" zapewnil mnie, ze ma wszystkie wymagane szczepienie i to dobra psina. Pierwszy raz mu sie tak zdarzylo....ehhh...prawda jest taka, ze niestety, rowerzysta musi byc przyzwyczajony na takie sytuacje, bo JADACY ROWERZYSTA to "smakowity kasek". Zapewne rowniez, niejednego z was, jadacego na rowerze, gonil kiedys jakis pies. W moim zyciu to juz trzecia taka sytuacja, gdy mam spotkanie III stopnia:) Do wesela sie zagoi...tym bardziej ze 1 wrzesnia ma byc slub brata:), na ktorym niestety nie bede:(ale to watek prywatny, wiec go pomijam:) Wazne, ze na pewno do tego czasu sladu po ranie nie bedzie:)


Tlumaczenie obszerne, wiec juz wszystko jasne - noga rozwalona, chodzic ciezko, moze i by jakos daloby sie jeszcze jechac na rowerze. Jednak ile sie nasluchalem o Kazachstanie z "pierwszej reki" od Ksiezy: Jana i Wojtka, to wlosy staja deba a serce pochodzi pod gardlo:) Jeszcze stepy jak stepy, ale - bandyctwo. Ponoc na poludniu jest strasznie, szczegolnie od AQTOBE do BAYQONGIR'a. Ponoc nie mialbym szans by dojechac bezpiecznie ze wszsystkim co mam do ALMA ATY. Decyduje sie na pociag.

Wiem tylko, ze bedzie kiedys wyprawa przez STEPY KAZACHSTANU - bo to jest dopiero wyzwanie!!!. Niestety mowy o ALPINIZMIE juz nie bedzie, bo by nabrac wystarczajaca ilosc wody na podroz, trzeba miec miejsce na kolejne 30 kilogramow- okolo 30 litrow. Wydaje mi sie, ze zabranie jednego i drugiego byloby by niewykonalne, choc co prawda, nie ma rzeczy niemozliwych, dlatego na razie wolalbym nie ryzykowac i nie mowic HOP:). Tym bardziej, ze szkoda byloby stracic w czasie "rabunku" sprzet alipinistyczny, na ktory czlowiek pracowal i gromadzil prawie pol swojego zycia. Czasami "dostanie" wody okazac sie moze trudne, wrecz nawet niemozliwe - dlatego lepiej jest miec jej za duzo niz za malo.

Koniec tych tlumaczen:)Koniec lania wody. DECYZJA podjeta - zostaje pociag. Pod jednym warunkiem. Bilet nie bedzie drogi i bede mogl zabrac caly swoj "bagaz", a nie ma co ukrywac - kilogramow jest mnostwo!!!
Zaraz po kolacji, jedziemy na dworzec kolejowy, sprobowac kupic bilet. Sprobowac, bo kupno biletu, wcale nie wyglada tak jak w Polsce. Np. Miejsce na pociag do MOSKWY - znalazloby sie dopiero za 2-3 tygodnie. DO ALMA ATY, na szczescie "ruch" jest mniejszy i po 2 czy 3 godzinach chodzenia od okienka do okienka, pytac, GDZIE, CO i JAK udaje sie kupic bilet - tylko dla mnie, nikt nic nie wie co z bagazem - ze soba moge miec tylko 36 kilogramow. Kupuje, bo bilet na 3000 kilometrow kosztuje rownowartosc 37 dolarow!, czyli okolo 105 zlotych! Bagaz ponoc zdaje sie w jakims okienku, ale jest jeden ZONK - nie jedzie on tym samym pociagiem co ja. A ja ze swwoja UNIVEGA nie zamierzam sie rozstawac. Tym bardziej, ze nie ma pewnosci, ze bagaz dotrze na czas i do ALMA ATY:). Wole nie ryzykowac. Sasiad z bloku ksiedza, mowi, ze po prostu trzeba najzwyczajniej w swiecie dac lapowke dla PROWADNIKA, czyli "SZEFA WAGONU". Ponoc nie wiecej jak 2000 tenge (okolo 16 $) kosztowac nie bedzie! Najzwyczajniej, bo w KAZACHSTANIE kazda rozmowe zaczyna sie od lapowki. Paragony, bilety - zapomnijcie. To inny swiat!:) POWAGA... dla mnie caly ten system, to jedna wielka porazka - wszystko to lapowki, lapowki i lapowki(jadac na wschod trzeba koniecznie znac slowo - WZIATKA-podstawowe slowo). W Kazachstanie sa "najbezpieczniejsi" kierowcy na swiecie:). Oczywiscie oficjalnie w statystykach:) Nikt nie dostaje mandatow:) Bo wszystko trafia do prywatnej kieszenie POLICJANTA, z tego tez powodu, zatrzymuja kogo sie tylko da, a jak nie znajda rzeczy, do ktorej moga sie przyczepic to stosuja sie do zasady "my mamy czas, a Ty masz?" :)W tym co napisalem, nie ma ani slowa BUJDY!!!Nie ma mandatow, nie ma kwitow, nie ma wykroczen...sa tylko LAPOWKI...Stad oficjalnie w Kazachstanie jest "bezpiecznie" na drogach. Ehhh...Dla Kazachow, ROsjan to normalne...dla mnie pozostaje tylko smiech i pukanie sie w glowe...

Bilet kupujemy okolo 22 potem musimy jeszcze jechac z ksiedzem na drugi koniec miasta do "kosciola" na budowe, gdzie zostal rower. Rozkladam go na czesci(zdejmuije kola) by wrzucic go jakos do samochodu. Do domu zajezdzamy po 23ciej. KSiadz wyciaga jeszcze z balkonu jakis gruby i dobry karton po lodowce:) Jestem zbyt zmeczony by sie pakowac, nastawiam budzik na 5 rano i ide spac...
Jestem padniety....natychmiast zasypiam

P.S. Fajne jest to, i dzieki wam za to, ze W nocy przychodzi masa SMSow z zyczeniami urodzinowymi. Co prawda odczytuje je dopiero rano, ale fakt faktem, bylo co czytac:)Jeszcze fajniejsze jest to, ze dostaje zyczenia od ludzi z UKRAINY, ROSJI, poznanych w tym roku, jak i na poprzedniej wyprawie. Wcale im nie mowilem, kiedy mam urodziny. Zapewne wszyscy Ci, ktorzy ogladali moj paszport, a prawie kazdy chce zobaczyc jak wygladaja wizy do innych krajow, ten zapamietal date 17.06 :) Milo:)
dodane 27 Jun 2007
0 komentarz




Dodaj komentarz - COS CI LEŻY NA SERCU?:) OPISZ TO! - DZIĘKI! :)

imię/ksywka:

emotikony:

smile wink tongue laughing sad angry crying