ZDJECIA, FOTKI

udalo mi sie szybko zrobic jakas marna galerie:) Zawsze lepsza taka niz zadna:)
zapraszam:)

UKRAINA 1

UKRAINA 2

POLAMANA PRZYCZEPKA
ZEBY nie bylo - z przyczepki jestem bardzo zadowolony. Po prostu trafila mi sie taka sztuka, albo ja gdzies stuknal.!! chce napisac, to co wczesniej pisalem. bez tej przyczepki EXTRAWHEEL nie byloby wyprawy...Nie byloby sie jak zabrac...a tak wsio ryba....poza tym, dzieki tej przyczepce zawdzieczam "zwracanie" swoja osoba uwagi - bo NIKT JAK ZYJE NIE WIDZIAL CZEGOS TAKIEGO:)tutaj na UKRAINIE - a im dalej na wschod tym pewnie, jeszcze lepiej:)


dodane 02 Jun 2007




Ukrainskie Problemy

Juz chyba wszyscy zrozumieli dlaczego moim srodkiem transportu jest rower, a nie samochod czy samolot, poza wzgledami ekonomicznymi dochodzi czynnik poznania kazdego kraju "od kuchni". A taka mozliwosc daje chyba, wlasnie, tylko ROWER.

Przekonalem sie "po podejsciu" ludzi do podroznika-rowerzysty. Nie traktuja go jak TURYSTY czy WLOCZEGI, tylko wlasnie podroznika:) i to jest fajne.

Po prostu dla nich rower oznacza, ze czlowiek ma jakis cel, gdzies jedzie, i dlugo nie zagosci. Czyli nie narobi duzo problemow. Chyba dlatego ludzie, zapraszaja na herbate, czestuja roznymi rzeczami...itd. itp..

Ale do czego zmierzam..otoz, tak sobie jade, i co chwile z kims rozmawiam.(fajne, jest to, ze rozumiem prawie wszystko, mimo tego, ze nigdy, ale to nigdy nie uczylem sie zadnego wschodniego jezyka i nie mam najmniejszych problemow z komunikacja:)

I doceniam, to ze jestem POLAKIEM, brzydko tak pisac, ale w porownaniu z z Ukraincami mamy raj na ziemi w naszym kraju. Nie ukrywam, ale moim zdaniem Ukraina to Polska 30 lat temu...w mentalnosci - nawet 50 lat!!
. Tzn. gdy Ukraincy opowiadaja jak jest u nich, to przechodza mnie ciarki... Wszyscy by chceliby jechac do Polski tak jak my na zachod do Niemiec, Anglii, Irlandii czy USA. Dla nich Polska jest ziemia obiecana...powaznie...

Ale o tym jeszcze, postaram sie kiedys napisac, na razie czas goni, bo zaraz skonczy sie czas i monitor zgasnie:)

W na razie pisze wam to, co mi mowia ludzie na droge: :)
"SZCZESLIOWEJ i SZEROKIEJ DRAGOI, UDACZCI!!!"

przepraszam, za skladnie zdan/bledy, ale rece pisza najszybciej jak moga. Co prawda 7 dni to malo, ale nie na wyprawie rowerowej, dzieje sie tyle, ze hej:)



dodane 02 Jun 2007




KONTAKT

aha...zapomnialem napisac, ze we wszystkich krajach, w ktorych bede, bede sie staral kupowac KARTY SIM.
Dzieki temu, np. mozna do mnie dzwonic. Jak ktos poszuka w necie to mozna dzwonic np za 2 lub 5 centow:)Tak jak to robie moja rodzina:)

MOJ TELEFON:

+380951177720

AHA....po doswiadczeniach z zeszlorocznej wyprawy, wiem ze trzeba bylo wziac 2 komorki - tak tez zrobilem:) dlatego, moj polski numer: +48605833929 - caly czas jest aktywny - SMSy czytam, tylko nie odbieram telefonow:)

Przy okazji WIELKIE dzieki za MASE SMSow, nie wiecie jak to podnosi MORALE wink Dzieki ludzie!!



dodane 02 Jun 2007




CZESC LUDZISKA!!

siedze wlasnie sobie w kafejce internetowej prawie 1200 kilometrow od kraju w CHARKOWIE, oddalonego o 81 kilometrow do ROSJI:)
place 3 hrywny/czas (czyt. godzine). Czyli za godzine place jakies w przliczeniu na zlotowki: 1,6 zl. Net chodzi prawie jak burza.

Mam nocleg w pomieszczeniu przy kosciele, gdzie nie moge wyciagac swojego jedzenia, bo jak to potem bedzie " Pojedizesz do Polski i powiesz, ze zalowali" wink

Dzisiaj na spokojnie sie przepakuje, naprawie rower, przyczepke.
Jutro do kosciola na msze po POLSKU..

Ludzie..po prostu zyc nie umierac:)

P.S.Aha..te 8 dzisiejszych kilometrow to w zwiazku z poszukiwaniem kafejki internetowej. Na Ukrainie nikt nic nie wie...Okazalo sie ze kafejka jest oddalona o 5 minut rowerem od kosciola, a trzeba bylo przejechac cale CHARKOW wzdluz i wszerz by ja odnalezc ...ehhh:) mimo to wszystko "BUDZIET WSIO CHARASZO" wink

P.S. Na Ftpie jest 160 fotek - DZISIAJ brat powinien je wrzucic na strone - zapraszam:) Pozdro i dozo kiedys tam:)


dodane 02 Jun 2007




dzien VII(02.06.2007)- CHARKOW. Dystans dzienny: 8 km:) dystans calkowity: 1165 km

Zapomnialem wspomniec, ze bedac w KIJOWIE spotkalem ksiedza- werbiste, ktory powiedzial, ze jak bede w CHARKOWIE, zajechal do "polskiego" kosciola(KATEDRY) na GOGOLA 4. Tak tez zrobilem:) Dojechalem okolo godziny 21 i skorzystalem z otrzymanych "namiarow" ..

zostalem "zakwaterowany" w pomieszczeniach jeszcze niedawno nalezacych do siostr zakonnych. Nie ukrywam, ze po ponad 1000 km zalezalo mi na "spokojnym" noclegu, tak by organizm mogl sie choc troche zregenerowac, odpoczac i zrobic pranie.
W ciaglym " biegu" w lesie, byloby ciezko:)

Niestety, co najmniej polowa nocy byla nieprzespana, poniewaz wczoraj postanowilem na 1,5 godziny zdjac koszulke podczas jazdy. Pomyslalem, ze strasznie glupio to wyglada - rece opalone a cale plecy i brzuch - blade:) Oj...ale tego zaluje - siedze sobie w kafejce i stekam z bolu...ale za to jaki szczesliwy, palce skacza z radosci po klawiaturze i pisza te nudne posty:) Chwala temu, kto je przeczyta i nie zasnie smile


dodane 02 Jun 2007




Dzien SZCZESCIA/ OPATRZNOSCI ?dzien VI(01.06.2007), dystans dzienny 187 km + 200 km(?), dystans calkowity: 957 km+200 km=1157 km

Dzien szczescie czy Opatrznosci - ocencie sami.

Wstaje o 7 rano, nawet nie jem sniadania, staram sie jak najszybciej "rozwiazac" problem przyczepki. Wychodze na droge, autostrade. Jakims cudem wrzucam wszystkie sakwy i wory transportowe na rower, przyczepke na szyje i ide wzdluz drogi co chwile sie zatrzymujac by sprobowac zlapac STOPA. Przeszedlem tak z 2 km i zatrzymuje sie czlowiek z cysterna - tlumacze co sie stalo - a on, ze niestety nie ma jak mi pomoc - ale zaczyna sie "drzec" przez 4 pasy, po drugiej stronie autostrady do czlowieka ze stacji benzynowej, by ten mi pomogl:)...

Pasza, nazywal sie tak jak ja:) powiedzial, ze jest na pewno spawacz ALUMINIUM, w Kijowie(wracac okolo 140 km nie bardzo mi sie usmiecha) i chyba w jakiejs wiosce oddalonej od nas 30 km. :) Powiedzial, mi zebym usiadl, odetchnal, zjadl bo za 1,5 godziny jedzie w tamta strone to mnie podrzuci. Oczywiscie za DARMO, nie chcial ani kopiejki!!:) Tak tez sie stalo. W czasie, gdy robilem pranie na stacji benzynowej a potem spalem dzwonil i pytal znajomych, gdzie jest ten spawacz:)....

Pojechalismy 30 km do miejscowosci PYRJATYN,a tam SPAWACZ - CUDOTWORCA. Warsztat wielkosci 3 na 3 metry, zadnych fachowych przyrzadow, cala elektryka na slowo honoru:) Wzial postukal, naprostowal rure, spjrzal najpierw prawym okiem, potem lewym. Z gory, z dolu, z profilu i wzial sie do spawania. Do spawarki podlaczyl ARGON i po lacznie 30 minutach przyczepka jak nowa:)... Gdy zapytalem ile, place powiedzial, ze jak jade do CHIN to nie wyobraza sobie, zebym mial mu cokolwiek placic!!Do tego zapytal, jak wroce na stacje benzynowa - odpowiadam - PIESZO. wtedy ten idzie do garazu otwiera drzwi i wyjezdza swoim samochodem - WSIADAJ POLAK - jedziemy!:) Zdazylem jeszcze tylko po cichu polozyc pare "zielonych" i wsiadlem.

Powiem tak, bez przyczepki nie byloby wyprawy, a cala sytuacja z nia zwiazana, dla mnie jest nie do pojecia....fart? Opatrznosc? sami ocencie... smile

Jak po kazdej burzy bedzie sloneczny dzien, tak po kazdym pechu, musi tez byc troche szczescia:) Przejechalem jeszcze 187 km, po czym zatrzymal sie kolejny czlowiek by pogadac - "KAK JA ZYWOT, JA TAKOJ PRYCEP NE WIDIAL":) stara spierwa - no i zalapalem sie na pake duzego samochodu, jadacego do HARKOWA..
Gdzie spalem- o tym w nastepnym poscie:)


dodane 02 Jun 2007




DZIEN PECHA - dzien V(31.05.2007), dystans dzienny 150 km + 20 km, dystans calkowity: 770 km

PECH. Zaczelo sie juz w nocy. Zaraz po polnocy, po kosciolem, polozyl sie przy mnie jakis bezdomny, ktory gdy kaszlal, popijal piwo ,a na koniec wszystkiego zapalal papierosa. Cala noc PADALO - na szczeszcie, mialem "dach pod glowa".
Pierwsza msza o 7.30 rano, wiec pomyslalem, ze prawdopodobnie kosciol jest otwierany o 7 rano. Budzik w komorce nastawilem na 6.50. Oczywiscie zaspalem wink Zbudzilo mnie dopiero otwieranie poteznych wrot wejsciowych. Otwieram oczy, a kolo mnie MNOSTWO KIPOW od papierosow i pusta butelka z piwem. ALE ZONK . DOSLOWNIE w 30 sekund szybko, wszystko pod karrimate i swiece oczami przed KOSCIELNYM, co ja tutaj robie (oczywiscie juz "zrobilem porzadek") smile ehh...

Tlumacze, mu ze jestem PUCIESETWIENIK - ALPINISTA- AMATOR z POLSZY (PODROZNIK-ALPINISTA-AMATOR z POLSKI). Wtedy ten patrzy na rower i zaczyna do mnie krzyczec PO POLSKU, jak moglem przejechac tyle kilometrow i nie poprosic o "dach" na glowa:) Zostalem zaproszony na herbate i sniadanie do pomieszczenia przy kosciele, gdzie przy okazji koscielny pokazywal mi zdjecia(elektrowni i okolic CZARNOBYLA)swojej drugiej pracy - jest "specjalnym kierowca" i raz w miesiacu jezdzi do CZARNOBYLA i PRYPECia, gdzie normalnie nikt bez przepustki nie ma wstepu. Z pierwszej reki, przez ponad 40 minut slyszalem jak tam jest...itd.itp:)

Przed msza po polsku o 10 zdazylem pojechac jeszcze o 9 do Ambasady Tajikistanu, gdzie dowiedzialem(tzn. wiedzialem o tym wczesniej), sie, ze to jest AMBASADA a nie KONSULAT(jakos tak?) i tutaj wiz sie nie wydaje - prosze jechac do MOSKWY, ALMA ATY lub BISZKEKU - wiedzialem o tym, ale musialem sprawdzic osobiscie:) nie pozostaje nic innego jak tylko szybko jechac do stolicy KIRGIZJI:)

Z Kijowa wyjezdzam okolo godziny 11 i zaraz za tablica oznajmiajacej koniec miasta, zatrzymuje sie czlowiek wielkim fiatem ducato i pyta czy nie chce z nim podjechac:) - co prawda to tylko 20 km, ale zawsze 20 km pedalowania mniej:) Jade...potem troche tego zaluje bo na pace samochodu zostawiam swoj SWIETNY termos od SPONSORA (f7), bez ktorego w gorach sie nie obejdzie:( Pociesza mnie tylko fakt, ze czlowiek byl przemily i mam nadzieje ze bedzie mu dobrze sluzyl - a najwieksze szczescie w nieszczescoi , ze HERBATA w nim byla niedobra wink Inaczej nie przezylbym takiej straty smile

Jednak to wszystko to PIKUS, gdy na 134 kilometrze od KIJOWA nagle "odpadla" przyczepka". Tzn. tak myslalem, ale okazalo sie, ze doslownie pekla RAMA(aluminiowa) przy haku. ZONK. Na przyczepce jedzie 28 kilogramow sprzety alpinistycznego i bez niej nie ma mozliwosci sie zabrania w jakikolwiek inny sposob na rowerze. Jest 17 godzina - AUTOSTRADA - probuje lapac stopa. Przez 2 godziny nikt sie nie zatrzymuje.

Korzystam ze starej zasady - wszystko sie wali i pali, pojdz spac, przespi sie z problemem i martw sie rano, tym bardziej, ze sam nic nie zrobie.

Tak tez zrobilem. Ale w nocy byla taka burza, jakiej nie ma nawet w gorach. Myslalem ze polece razem z namiotem. Noc trzymania masztow smile


dodane 02 Jun 2007




dzien IV(30.05.2007), dystans dzienny 40 km(), dystans calkowity: 600 km

Pobudka, smazenie jaj na tluszczu z naszej bialostockiej mielonki + mielonka oczywiscie wink - jajecznica pierwsza klasa - a jaki chleb dobry smile

Pakowanie i "rura" na MAJDAN. W Kijowie, bylo to dla mnie najwazniejsze. Przyznam sie wam, ze, gdy wyjezdzam z Polski w Kijowie, PONOC stacjonowalo WOJSKO bo miala byc kolejna rewolucja - i liczylem na jakies zawieruchy. A tu sie okazuje - miasto jak WARSZAWA, nic sie nie dzieje, kazdy zajety swoimi sprawami:(Szkoda... Pomoczylem, jak wszyscy, nogi w fontannach i trzeba jechac dalej by szukac AMBASADY TAJIKISTANU oraz kafejki internetowej. Ale na Ukrainie nic nikt nie wie...ehh... Szkoda pisac..

W takim wypadku "smignalem" do Naszej Ambasady - tutaj zostalem szczerze i cieplo przywitany(BRAWO PANOWIE!:) Dostalem mape KIJOWA i poproszona mnie, bym udal sie 2 ulice dalej - do KONSULATU, tam pomoga we wszystkim czym chce: czyli uzyskania informacji, gdzie jest Ambasada Tajkiistanu, Polski Kosciol i kafejka internetowa - po raz kolejny - DZIEKUJE! i brawo za sprawne "dzialanie" naszej polskiej placowki:)

Caly dzien minal na jezdzeniu po KIJOWE - do Ambasady T. zajechalem5 minut po wyjsciu "AMBASADORA". W kosciele, SW. ALEKSANDRA, msza polsku dopiero jutro rano o 9.

Kapiel w DNIEPRZE na plazy i nocleg - CENTRALNIE pod samiutkimi wrotami KATEDRY(!). Jakos nie chcialem prosic o mozliwosc postawienia namiotu na terenie kosciola:)ale wiecej w nastepnym poscie wink


dodane 02 Jun 2007




dzien III(29.05.2007)dystans dzienny 206 km+60 km, dystans calkowity: 500 km+60 km=560 km

Nocleg znowu w "krzakach" przy drodze.. wink

Ponoc najgorszych jest pierwszych 300-500 kilometrow na wyprawie- tak mowil mi dawno dawno Sebastian z Crosso, firmy produkujacej najlepsze sakwy na swiecie!, gdy zaczynalem swoja przygode z "rowerem". Niestety u mnie to jest 700-900 km i organizm zaczyna marudzic. Jedzie sie ciezko i do tego wiatr w oczy, slaby to slaby, ale w oczy - "psycha wysiada"..Nie moge zlapac "rytmu".

Pod koniec dnia jestem maksymalnie zmeczony drugi dzien z rzedu przez ponad 200 kilometrow, nogi "pchaly" do przodu okolo 180 kilogramow.

Po co tak przemeczac organizm? Otoz, zalezalo mi na tym by jak najszybciej dotrzec do Kijowa, do Ambasady Tadzykistanu, gdzie chce uzyskac wize do tego kraju - a im szybciej sie chce ja uzyskac tym trzeba wiecej placic - " kasy" malo i do tego czas goni by zdazyc na sezon w PAMIRZE i TIEN-SHANIE(mniej wiecej od 25 czerwca - do pierwszych dni wrzesnia).

Jestem padniety i wsciekly bo do Kijowa zostalo okolo 60 kilometrow a juz godzina 8 wieczorem - czas konczyc. Przymierzam sie do szukania noclegu - a tu zatrzymuje sie jakis czlowiek RENAULT KANGOO i pyta "SZTO TO BUDZIET" (chodzi mu o "TRZECIE KOLO", czyli przyczepke EXTRAWHEELA"). Po pogawedce okazalo sie, ze jedzie do KIJOWA i jak chce to moge sie z nim zabrac!! Szczescie, fart? nie wiem:)w kazdym badz razie skorzystalem. Czlowiek byl tak uprzejmy, ze zostawil mnie przed sama tablica oznajmiajaca granice KIJOWA, tak bym mogl rozbic w lesie obok -namiot:) Na pozegnanie dostaje ponad 30 jaj i 4 cebule!

Jade na stacje benzynowa po 12 litrow wody(tyle potrzeba po calym dniu jazdy na: umycie sie(2 l) , przygotowanie posilku(3l), herbate(2 l) i 5litrow na rano!

Dostalem jajka - ale nie mam chleba!:) ide do babuszki, ktora sprzedaje kwiaty przy drodze i pytam czy chcialby sie wymienic - jaja na chleb - tak pozbylem sie polowy, ktorej i tak bym nie zjadl!

Spac ide, jak sie rano okazuje na "parkingu", gdzie zjezdzaja okoliczni kupcy i sprzedaja co maja:)., ktorzy potem przepraszali, ze mnie zbudzili... smile


dodane 02 Jun 2007




dzien II(28.05.2007), dystans dzienny 214 km(!), dystans calkowity: 294 km

203 km prosta jak "w morde strzelil" droga:) Mnostwo tirow(50% na polskich "numerach"), ale droga szeroka, pobocze szerokie, wiec jest spokojnie. Gdyby nie te "piekielne" slonce - o 8.30 rano jest juz 31 stopni, pomiedzy godzinami 12 a 15 jest 38 stopni!!(aaa.....masakra:)
Tego dnia pobilem chyba swoj rekord dziennego przejazdu. Kolejny blad - powinno byc tak jak z nowym samochodem - nie powinno sie jezdzic na wysokich obrotach, ale coz zrobic jak noga podawala i wiatr w plecy:) Zyc , nie umierac!!


dodane 02 Jun 2007


<< Previous 1 2 3 4 5 6 Next >>